Lubię luty, choć ten był dziwny, szybki i nawet się nie obejrzałam, a już uciekł. Zdążyłam parę spraw w tym miesiącu załatwić, ale dyplomem efektywności nie mogę się pochwalić. Wraz z lutym minęło nam 21 miesięcy czekania na Adoptusia – tyle miesięcy jesteśmy już po kwalifikacji, a telefon nie zadzwonił do żadnej pary z naszej grupy. Chyba muszę zacząć się trochę naprzykrzać 🙂
W lutym powoli wróciliśmy do starej rutyny w naszym życiu. M. po krótkiej przerwie też wrócił do swoich obowiązków zawodowych, jednym słowem skończyło się „rumakowanie” i gotowe obiadki czekające w domu, po pracy.
Raz udało nam się wyjechać w góry, wspominałam Wam w ostatnim poście. Niestety na tym jednym razie się skończyło, bo nasz samochód troszkę zaczął komplikować plany, mam nadzieję, że ogarnęliśmy mu wszystko, czego potrzebował i jeszcze chwilkę nam posłuży.
W lutym świętowaliśmy też naszą kolejną rocznicę ślubu – już 9! Mam nadzieję, że to ostatnia, jednocyfrowa rocznica spędzana we dwójkę. Kolejna, 10-ta chciałabym by już była w większym rodzinnym gronie. W tym roku zorganizowaliśmy obiad rocznicowy dla rodziny. Stół na tą okoliczność przygotowałam nawet dzień wcześniej i w końcu wywołałam kilka naszych zdjęć, które trafiły na ścianę do salonu. Jakoś tak cieplej mi się na serduchu robi, gdy wchodzę do pokoju i widzę zdjęcia z tych wyjątkowych momentów w naszym życiu. Jedno z nich jest z sesji ślubnej – zjeżdżamy na nim na sankach prosto do Morskiego Oka (serio!), a ja tak przeciorałam wtedy suknię ślubną, że … no comments.
Te ostatnie zimowe wieczory najczęściej spędzamy razem z M, pod kocem. Każde ze swoją książką, laptopem i kieliszkiem wina, które M. w tym roku zrobił ze sporym zapasem. Jakoś ten czas bardzo się nam dłuży ostatnio, a przede wszystkim mnie. W pierwszym roku po kwalifikacji z OA wiedzieliśmy, że raczej nie dostaniemy telefonu. Przynajmniej kryteria, na jakie dziecko czekamy, na to wskazywały. Gdybyśmy zdecydowali np, że adoptujemy dziecko 10-letnie lub starsze, pewnie telefon już by był.
Pamiętam czasy, gdy ja podczytywałam inne adopcyjne blogi: Karoliny z Bąbelkowa, Alicji Poszukującej, czy Czarodziejowej Mamy, wszystko działo się u nich tak szybko. Albo po prostu w czasie zbliżonym do biologicznej ciąży. Obecnie trzeba przejść ciążę słoniową, (tak na marginesie trwa ona 22 miesiące, więc w marcu powinnam rodzić 🙂 a po niej uzbroić się w cierpliwość i czekać dalej, najlepiej z entuzjazmem. Sama na siebie się wkurzam, że naprawdę powinnam się tym cieszyć, a więcej się złoszczę i niecierpliwię. Ale może to już takie uroki, adopcji w obecnych czasach.
W ten weekend nabrałam troszkę energii, dostałam pierwsze bazie – to już dobrze wróży – idzie nowe, młode, świeże. Przegoniłam swoje ciało z kijkami na świeżym powietrzu przez 2 godziny i nawet popchnęłam odrobinę naukę internetową. Mam wrażenie, że to ostatni czas, gdy na jednym zdjęciu możecie spotkać wiosnę z zimą, czyli wiosenne bazie i ciągle zimowy, rozgrzewający napój imbirowo-cytrynowy 🙂
A fikus, którego widzicie na zdjęciu, miał być wyrzucony już 2 lata temu, gdy zrzucił wszystkie liście. Dałam mu jeszcze jedną szansę i w tym roku mnie zaskoczył – to jakiś znak?
Na początku tego roku, jeszcze pełna optymizmu, planów i nieświadoma smutnych wydarzeń w naszej rodzinie pisałam Wam o moich celach 2019. Czuję, że ten rok będzie dokładnie odwrotny niż zaplanowałam:) A dokładniej wyczuwam już w powietrzu kolejna ciążę w mojej najbliższej rodzinie, co dla nas oznacza najprawdopodobniej przymusową zmianę planów wakacyjnych, bo załoga chorwacka może nam się wykruszyć.
Pierwszego dnia płakałam, a M. poszedł na spacer. Ale drugiego dnia ostatecznie doszłam do wniosku, że no cóż, przecież to nie pierwszy i nie ostatni raz. Tak, myślałam, że kolejne w rodzinie to już będzie nasze maleństwo, no ale trudno (jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą, ale ja przecież mam ciążowy radar:)
Wzięłam się zatem za opracowywanie pierwszego wiosennego urlopu, by zająć myśli i zrobić też coś, czego potem z małym Bejbem już nie zrealizujemy. Doszłam do wniosku, że tej wiosny muszę kupić sobie nowy, lekki rower i pojedziemy na koniec maja na tydzień na pojezierze z rowerami. Jeszcze nie wiem gdzie, na razie celuję w Pojezierze Drawskie, Bory Tucholskie, Kujawy, ale muszę poczytać, gdzie są fajne trasy rowerowe i jakieś urocze miejsca do zwiedzania. Jak macie jakieś sprawdzone miejscówki na północy Polski to ja z chęcią przygarnę propozycje. Rower, w sensie propozycję modelu jak macie to też poproszę – uwielbiam polecajki, a nie szukanie w ciemno.
A tak ostatnio, w tym całym naszym melancholijnym nastroju, to już zupełnie oderwałam się od ziemi i stwierdziłam, że mam nowe marzenie. Już dawno Wam pisałam, że z chęcią wyprowadziłabym się z miasta w siną dal. Może nie w Bieszczady (choć je uwielbiam), bo tam już są wszyscy, ale w jakiś inny Beskid lub Sudety, tak by żyć z naturą, a tylko raz na czas lądować w mieście.
W tym miesiącu wpadła mi do głowy genialna myśl (lub totalnie abstrakcyjna, niepotrzebne skreślić). A co jeśli w tej naszej nowej hacjendzie w górach, otworzyłabym maluteńki pensjonacik dla gości, którzy już nie mają sił walczyć z niepłodnością? Dla tych, którzy potrzebują weekendu wytchnienia od lekarzy, badań i pytań ciekawskich? Dla takich, którzy chcą się wyciszyć, odpocząć, wypić pyszną kawkę na łące, albo ziołową herbatę i nie usłyszeć pytania „a pani ma dzieci?”
Co Wy na to?
Kto wpada na pierwszy weekend do nas?
Jak będzie Was więcej niż 10, to może przekonam M. i choć trochę zmięknie na mój zwariowany pomysł 🙂
Spełniaj marzenia:) możesz liczyć na mnie, że na pewno przybędę i to zaraz po otwarciu:):) wczoraj wróciliśmy z mężem
z Beskidu Śląskiego. Byliśmy tam pierwszy raz i z czystym sumieniem polecam.. Jest tam po prostu pięknie, mnóstwo śniegu. Nie było praktycznie ludzi na szlaku, a w schroniskach nieziemska cisza..:):) zawsze jeździmy w Bieszczady lub Tatry… i to robimy duży błąd, bo jest w Polsce tyle pięknych miejsc….
Postanowienie na ten rok- jeździć choćby na krótkie weekendy w góry:)
Pozdrawiam
Kasia
PolubieniePolubienie
Kasiu, to wpisuję Was na pierwszy turnus w naszym wiewiórkowym jeszcze nieistniejącym pensjonacie:)
My już w B.Śląskim byliśmy wiele razy, niestety zazwyczaj sporo turystów było. Ale też lubię ten region, szczególnie polecam Bacówkę na Rycerzowej i schronisko na Przegibku. Byliśmy też na Wielkiej Raczy i Klimczoku, Brennej, Wiśle, Ustroniu i na Równicy. Ale zdecydowanie najlepsze rejony to te na górze, na szlaku, nie w dolinach:)
To w jakiś weekend może nawet spotkamy się na górskim szlaku 🙂
PolubieniePolubienie
Lidko, ja przyjadę! Takie miejsce byłoby mi (zwłaszcza teraz) bardzo potrzebne! Życzę Wam duuużo miłości z okazji rocznicy i oczywiście tego, by kolejna była we troje 🙂
PolubieniePolubienie
Ja też zawsze w momentach kryzysów marzę o tym pensjonacie dla nas- niepłodnych, bezdzietnych, którzy na chwilkę chcą się ukryć przed wszystkimi serdecznymi znajomymi.
Kto wie, może kiedyś zrealizuję pomysł:) Jeśli tak, to będziecie wiedzieć pierwsze 🙂
PolubieniePolubienie
Na mnie też możesz liczyć, chętnie bym wpadła na taki weekend 😊
PolubieniePolubienie
No to już zapraszam, choć na razie wirtualnie;)
PolubieniePolubienie
To świetny pomysł z tym pensjonatem. Bez pytań o dzieci, bez widoku kobiet w ciąży, miejsce gdzie można naładować akumulatory. Jestem za 🙂
PolubieniePolubienie
Zapomniałam dodać, że placu zabaw i zjeżdżalni też nie będzie 🙂 Ale za to hamaki między drzewami i błękitne niebo do podziwiania. No to się widzimy!
PolubieniePolubienie
My z mezem rowniez wpadniemy;)
PolubieniePolubienie
Czujcie się już zaproszeni 🙂
PolubieniePolubienie
Jestem za, bardzo chętnie odwiedziłaby takie miejsce…gdzie nikt nie pyta ”a ma pani dzieci?”…. Pozdrawiam 🙂
PolubieniePolubienie
no to jest nas co raz więcej 🙂
zapraszam
L.
PolubieniePolubienie
Dziewczyny,
Tak dla ciekawostki od kilku miesięcy mieszkam w USA. Też czekamy z mężem na adopcję i korzystamy z tego pierwszego roku, gdzie wiemy, że nic się nie wydarzy jak to przyznały panie z naszego ośrodka.
Oprócz minusów tęsknoty za rodziną i polskim chlebem, i górach nie wspominając, to nie pamiętam kiedy tutaj mnie ktoś zapytał czy mam dzieci. Oczywiście wynika to z różnic kulturowych, ale fakt, że oddycha tu pełna piersią i cieszę się czasem odkrywania siebie zanim przedstawię się mojemu dziecku i zdefiniuje się jako mama. Także polecam wyprawy te małe i duże za granicę choćby zachodnia, żeby nabrać powietrza w płuca 😁 pozdrawiam serdecznie!
PolubieniePolubienie
Alu, a na adopcję czekacie tą zagraniczną, czy tu w Polsce i w ramach tego oczekiwania wyjechaliście na chwilę do USA?
Tak, czy siak, korzystajcie z czasu który został Wam dany we dwoje.
A odnośnie gór w USA, to tam są dopiero góry!!! Nie wiem w jakim rejonie jesteście, ale w Stanach mało kto chodzi po górach, więc wszędzie jest dziko i spokojnie. Ja zwiedziłam kawałek Stanów i uważam ze góry mają piękne, choć nie wszystkie tak dostępne jak nasze.
PS. Chleba współczuję, nawet nie chcę sobie przypominać tych ich wyrobów chlebopodobnych.
Ściskam
L.
PolubieniePolubienie